W MAJU ZAZWYCZAJ BYŁO JAK W RAJU. DZISIAJ PANUJĄ WIRUS I PIS.NADZIEJA TYLKO W MIŁYCH WSPOMNIENIACH.


Jak grzyby po deszczu wyrastają czarne parasole.
Kolorowe parasolki zakwitaj
ą jak pierwsze
kwiaty na trawnikach.
Tylko dzieci ob
łoków nie boją się deszczu,
przeskakuj
ą kałuże.
W otwarte buzie
chwytaj
ą chłodne majowe krople.

Dzieci si
ę prawie wcale nie boją,
bawi
ą się, ciągle się śmieją.
Kiedy widz
ą samochód myślą:
Jak dobrze by
ć już dorosłym.
Tak,dzieci nie wiedz
ą wiele.

Pod ka
żdym dużym parasolem
czarnym czy kolorowym
snuj
ą się marzenia
by cho
ć na chwilę
krótk
ą jak wiosenny dym.
zosta
ć małym rozbawionym dzieckiem.

Kołyszą się lekko
sob
ą odurzeni,
bezg
łośnie śpiewają
Kwitn
ą ,kwitną w maju.

Miniatur
ą świata
jest 
światek majowy
lecz ma
łe istoty
nie
świadome roli
pilnie podlewaj
ą
swe male
ńkie grządki.
Dmuchaj
ą na słońce.

Wisienka szcz
ęśliwa
do 
ślubu ubrana
dzi
ś powiła szpaka
mi
łego głuptaka
co przekrzywia 
łepek
nie
świadomy roli.
Okna wyci
ągają
przejrzyste ramiona
do m
łodziutkich listków.
Prosz
ą je do walca.

Dalekiej muzyki
ma
łych samolotów
s
łuchają natchnieni
jak zielonym dymem.






Liryka ,liryka,Motyle połyka,
Przejrzyste pejza
że,
Kieliszki do wina,
Dym 
śmieszny z komina
I co si
ę tam jeszcze
Liryce nadarzy.

K
ładzie je na stole
Jak na mi
ękkiej trawie,
Na niebie rozrzuca
Skrzypi
ące żurawie.
Do lasu ,do rzeki
Do morza ,do domu
Rzewne zamy
ślenie
Wpycha po kryjomu.

Po kryjomu w domu
Piesek sobie siedzi
Liryki nie skradn
ą
Zawistni s
ąsiedzi.
Zawistni s
ąsiedzi
za p
łotem się czają,
Na sposobn
ą chwilę
Cierpliwie czekaj
ą.
Liryka, liryka
Skacze gdzie
ś i bryka
Bo zachcia
ło jej się
Udawa
ć konika.
Na b
łoniu ,na łące
W ogrodzie i w krzakach
Udaje skowronka,
Ma
łego dzieciaka
Co nosem zaledwie
Do sto
łu dotyka
I ig
łę najczęściej
Z palcami po
łyka.
Żeby nie liryka 
co pod piecem siedzi
Nie czaili by się 
zawistni sąsiedzi,
A Zyzio kapelusz 
nosiłby na głowie.          
Żeby nie liryka 
co mieszka w dąbrowie,
albo jeszcze częściej                                        w Czesianka kieszeni                                   piesek bez zajęcia                                chciałby się ożenić.



Raz gdy niebo w polu się krzątało
i z
łotym pługiem ziemie rozorało
wyrwa
ł się na swobodę majowy deszcz.

Wpierw delikatnie musn
ął trawy
na drzewa spojrza
ł ciekawy.
Takie mi
łe ,zielono- soczyste.
Figlarnie roztr
ącił im liście

źniej coraz śmielej ,odważniej
Spróbowa
ł do okien zajrzeć
U
śmiechnął się do przechodniów
Z asfaltem gaworzy
ł przekornie.

Musia
ł przyznać ,że miło
Z ka
żdym się gawędziło.
Wpad
ł nagle do filharmonii
Spróbowa
ł fletu i violi
Pianissimo zagra
ł na skrzypcach
Ci
ął forte po wszystkich klawiszach.

Odurzony mokrymi d
źwiękami
Nuc
ąc piosenkę pod nosem
Wszed
ł w cichą poranną bramę
Zakr
ęcił dziewczyny warkoczem.

Niebo 
łzy ocierało chusteczką
Gdzie moje majowe dziecko
Zawsze tak grzeczne uciek
ło?

Deszczyk za
ś objął w dzierżawę
Czerwone dachy ,ulice
łąki i lasy , pola szarawe w niemym przebiegał zachwycie.
Zajrza
ł ciekawy do rynny
Szumia
ł jeziorom do wtóru
Taki szcz
ęśliwy, dziecinny
O
żenił się z mokrą kurą.

Po
żegnał ostatnie światła
U
śpił po gniazdach ptaki
I szumia
ł, szumiał bez końca
Tak sobie, po prostu, dla draki.




Już styczeń srogość swą ugiął
i luty sw
ą lutość zatrzymał
i marzec o maju znów marzy
ł
i kwiecie
ń swe pąki rozwinął.

Maj znowu umai
ł swe gaje
Skowronkiem si
ę wiosna uśmiecha
Ju
ż świeże i wonne ruczaje
znów 
łąka jest wonna i lekka.

Powietrze jak kryształ cudowne
To maj swym przepychem zachwyca
A ludzie weseli i młodzi
Bo młodo
ść się znowu zaczyna.

Wieczorem gdy niebo czerwone
Od zorzy zachodniej szeroko
I gwiazdy na niebie cichutko
K
łaniają się lekkim obłokom
Wychodz
ą majowi drużbowie
Przy wt
órze kwilenia słowika
Wy
śpiewać co sercu jest drogie,
Co duszy g
łębina zamyka.

Przez zamkni
ęte otwory w ścianach
Zamkni
ętych domów
Snuje si
ę dym wiosennych ogni.
Jeszcze nie
śmiało wychyla głowę noworodka
Bia
łe słońce.
Psy w op
łotkach
ujadaj
ą radosnym głosem
witaj
ą wiosnę.
Leniwie przegl
ądają się w mytych szybach
Nie
śpieszni przechodnie
Rozmarzeni chyba zapominaj
ą
Zimowego kapelusza.
Drzewa zawstydzone
Takie nagie
Oczekuj
ą z utęsknieniem pierwszych liści.
Dziadek
 łopatą grzebie ,zeschłe grabi ścieżki
Zgrabia
łymi dłońmi
Kt
óre niedługo ożyją,
Zakwitn
ą.
Nied
ługo zazielenią się dni
Ci zmartwieni
Otworz
ą okna swoich serc
Opal
ą blade ,bezsenne policzki.
Pe
łne słońca uliczki
Wieczorami oczaruj
ą półmrokiem
Upojn
ą piosenką
U
śmiechami szklistych okien.
Odetchn
ą domy i ludzie
Pe
łną majową piersią.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

JESTEM TAKI ,JESTEM TAKI ZMĘCZONY.BOLĄ MNIE RĘCE ,GŁOWA I OBIE NOGI.PĘKA MI SERCE,TYLE SIE DZISIAJ DZIAŁO. WSZYSTKO PRZEZ TUSKA Z JEGO NIEMIECKĄ BANDĄ.

NIE TRZEBA KOŃCZYĆ OXFORDU, YALE CZY HARVARDU, BY ZARABIAĆ MILIONY.JEŚLI TAK CHCE PREZES KACZYŃSKI WYSTARCZY KORESPONDENCYJNA WYŻSZA SZKOŁA OCHRONY ŚRODOWISKA -KIERUNEK BHP.

NOWA MINISTER KULTURY ZAPRAGNĘŁA W PODZIĘKOWANIU NAWIĄZAĆ Z PREMIEREM BLIŻSZY KONTAKT JAK KIEDYŚ Z PEWNYM KOMPOZYTOREM. NIESTETY MATEUSZ PRZEPISAŁ MAJĄTEK NA ŻONĘ. NIE MOŻE WIĘC RYZYKOWAĆ.