PODRÓŻ DO WNĘTRZA GALAKTYKI
Przekrzyczeć ciszę
można tylko po brutalnym
rozdarciu jej brzemiennego łona. Galaktyczna metamorfoza
nie przychodzi jak
lekkomyślna kobieta.
Trzeba zdjąć jej łańcuch
wyszczerzony kłami.
Zapytany przez swój
cień
chodzący w trop chcę logicznie sformułować
nowy postulat napędzający
zdarzenia,
jak kiedyś sformułowałem swoje narodziny.
Moja gwiazda
jest jeszcze w innym
układzie.
Piszę więc
nie określając celu,
bezinteresownie,w
nurcie zadyszki
pośpiesznym zmysłom puszczając krew.
Za to nigdy nie
zaznam Wiedzy.
Dziś między
gwiazdami
pozostaja
tylko ślady zabłoconych butów
przechodzacego
czasu.
Twardnieją węzły
myśli,
Krzepną pod
kością zatykając przyszłość.
Jeszcze
czasem w mgnieniach przytomności
nawiazać można
do rytuału istnienia,
jeszcze
można chwycić spadajacy kamień.
Wkrótce
spadnie deszcz,
który
obmyje do szkieletu.
Po
którym jedynym schronieniem
będzie
brama tęczy.
Wkrótce
spadnie wolność.
Roztargnienie
rozprasza
najlepsze
zamiary.
Pieśni
nie dają się pisać
nawet
rylcem na dziurze.
Gdzieś
zaczajone oko
Zabija
intymność.
Myśli
twardo podkute
Podążają jak cień.
I
badż tu...
Unieść sie nie ma czym.
Zapaść sie nie ma czym.
Niczego
nie ma czym.
Ten
brak jest przenikliwy,
krępuje
na wylot i przekreśla.
Teoria
dziur przestaje zachwycać pleśniaka,
stworzenie
nieprzytomne i roztargnione,
pogrążone w zadumie bez znaczenia.
Brat
sobowtór wyczerpał zasób eleokwencji.
Wycofał
sie do tyłu,jak najdalej.
Poszukując
swego brata sobowtóra.
Komentarze
Prześlij komentarz