MAJOWA LIRYKA MOTYLE POŁYKA






******

Jak grzyby po deszczu wyrastają czarne parasole.
Kolorowe parasolki zakwitają jak pierwsze
kwiaty na trawnikach.
Tylko dzieci obłoków nie boją się deszczu,
przeskakują kałuże.
W otwarte buzie
chwytają chłodne majowe krople.

Dzieci się prawie wcale nie boją,
bawią się, ciągle się śmieją.
Kiedy widzą samochód myślą:
Jak dobrze być już dorosłym.
Tak,dzieci nie wiedzą wiele.

******
Pod każdym dużym parasolem
czarnym czy kolorowym
snują się marzenia
by choć na chwilę
krótką jak wiosenny dym.
zostać małym rozbawionym dzieckiem.
Kołyszą się lekko
sobą odurzeni,
bezgłośnie śpiewają
Kwitną ,kwitną w maju.
Miniaturą świata
jest światek majowy
lecz małe istoty
nieświadome roli
pilnie podlewają
swe maleńkie grządki.
Dmuchają na słońce.
*****
Wisienka szczęśliwa
do ślubu ubrana
dziś powiła szpaka
miłego głuptaka
co przekrzywia łepek
nieświadomy roli.
Okna wyciągają
przejrzyste ramiona
do młodziutkich listków.
Proszą je do walca.
Dalekiej muzyki
małych samolotów
słuchają natchnieni
jak zielonym dymem.
Liryka ,liryka
Motyle połyka
Przejrzyste pejzaże
Kieliszki do wina
Dym śmieszny z komina
I co się tam jeszcze
Liryce nadarzy.
Kładzie je na stole
Jak na miękkiej trawie
Na niebie rozrzuca
Skrzypiące żurawie.
Do lasu ,do rzeki
Do morza ,do domu
Rzewne zamyślenie
Wpycha po kryjomu.
Po kryjomu w domu
Piesek sobie siedzi
Liryki nie skradną
Zawistni sąsiedzi
Zawistni sąsiedzi
za płotem się czają
Na sposobną chwilę
Cierpliwie czekają.
Liryka, liryka
Skacze gdzieś i bryka,
Bo zachciało jej się
Udawać konika.
Na błoniu ,na łące
W ogrodzie i w krzakach
Udaje skowronka,
Małego dzieciaka
Co nosem zaledwie
Do stołu dotyka
I igłę najczęściej
Z palcami połyka.
Żeby nie liryka
Co pod piecem siedzi
Nie czaili by się
Zawistni sąsiedzi.
A Zyzio kapelusz
Nosiłby na głowie.
Żeby nie liryka
Co mieszka w dąbrowie
Albo jeszcze częściej
W Czesianka kieszeni
Piesek bez zajęcia
Chciałby się ożenić.

******
Raz gdy niebo w polu się krzątało
i złotym pługiem ziemię rozorało,
wyrwał się na swobodę majowy deszcz.
Wpierw delikatnie musnął trawy,
na drzewa spojrzał ciekawy.
Takie miłe ,zielono- soczyste.
Figlarnie roztrącił im liście,
Później coraz śmielej ,odważniej
Spróbował do okien zajrzeć
Uśmiechnął się do przechodniów,
Z asfaltem gaworzył przekornie.
Musiał przyznać ,że miło
Z każdym się gawędziło.
Wpadł nagle do filharmonii,
Spróbował fletu i violi,
Pianissimo zagrał na skrzypcach
Ciął forte po wszystkich klawiszach.
Odurzony mokrymi dźwiękami
Nucąc piosenkę pod nosem
Wszedł w cichą poranną bramę,
Zakręcił dziewczyny warkoczem.
Niebo łzy ocierało chusteczką.
Gdzie moje majowe dziecko
Zawsze tak grzeczne uciekło?
Deszczyk zaś objął w dzierżawę
Czerwone dachy ,ulice
łąki i lasy , pola szarawe
W niemym przebiegał zachwycie.
Zajrzał ciekawy do rynny
Szumiał jeziorom do wtóru
Taki szczęśliwy, dziecinny
Ożenił się z mokrą kurą.
Pożegnał ostatnie światła
Uśpił po gniazdach ptaki
I szumiał, szumiał bez końca
Tak sobie, po prostu, dla draki.

*****
Już styczeń srogość swą ugiął
i luty swą lutość zatrzymał
i marzec o maju znów marzył
i kwiecień swe pąki rozwinął.

Maj znowu umaił swe gaje
Skowronkiem się wiosna uśmiecha
Już świeże i wonne ruczaje
znów łąka jest wonna i lekka.

Powietrze jak kryształ cudowne
To maj swym przepychem zachwyca
A ludzie weseli i młodzi
Bo młodość się znowu zaczyna.

Wieczorem gdy niebo czerwone
Od zorzy zachodniej szeroko
I gwiazdy na niebie cichutko
Kłaniają się lekkim obłokom
Wychodzą majowi drużbowie
Przy wtórze kwilenia słowika
Wyśpiewać co sercu jest drogie,
Co duszy głębina zamyka.

******
Przez zamknięte otwory w ścianach                                                           Zamkniętych domów                                                                                             Snuje się dym wiosennych ogni.
Jeszcze nieśmiało wychyla głowę noworodka
Białe słońce.
Psy w opłotkach
ujadają radosnym głosem,
witają wiosnę.
Leniwie przeglądają się w mytych szybach
Nieśpieszni przechodnie.
Rozmarzeni chyba zapominają
Zimowego kapelusza.
Drzewa zawstydzone,
Takie nagie
Oczekują z utęsknieniem pierwszych liści.
Dziadek łopatą grzebie ,zeschłe grabi ścieżki.
Zgrabiałymi dłońmi
Które niedługo ożyją,
Zakwitną.
Niedługo zazielenią się dni
Ci zmartwieni
Otworzą okna swoich serc
Opalą blade ,bezsenne policzki.
Pełne słońca uliczki.
Wieczorami oczarują półmrokiem
Upojną piosenką
Uśmiechami umytych okien.
Odetchną domy i ludzie
Pełną majową piersią.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

JESTEM TAKI ,JESTEM TAKI ZMĘCZONY.BOLĄ MNIE RĘCE ,GŁOWA I OBIE NOGI.PĘKA MI SERCE,TYLE SIE DZISIAJ DZIAŁO. WSZYSTKO PRZEZ TUSKA Z JEGO NIEMIECKĄ BANDĄ.

NIE TRZEBA KOŃCZYĆ OXFORDU, YALE CZY HARVARDU, BY ZARABIAĆ MILIONY.JEŚLI TAK CHCE PREZES KACZYŃSKI WYSTARCZY KORESPONDENCYJNA WYŻSZA SZKOŁA OCHRONY ŚRODOWISKA -KIERUNEK BHP.

NOWA MINISTER KULTURY ZAPRAGNĘŁA W PODZIĘKOWANIU NAWIĄZAĆ Z PREMIEREM BLIŻSZY KONTAKT JAK KIEDYŚ Z PEWNYM KOMPOZYTOREM. NIESTETY MATEUSZ PRZEPISAŁ MAJĄTEK NA ŻONĘ. NIE MOŻE WIĘC RYZYKOWAĆ.