NIE WIEM CO KIEROWAŁO JACUSIEM SASINEM ,ŻE TO WŁAŚNIE MNIE WYBRAŁ NA POŚREDNIKA MIĘDZY LOTOSEM A CHIŃCZYKAMI I PRZELAŁ DWA MILIONY DOLARÓW. ZADBAŁYŚMY Z KOLEŻANKĄ O JEGO WYGLĄD I SATYSFAKCJĘ ,ALE KASY ZA TO NIE MUSIAŁ DAWAĆ.
„Kradno ,no kradno ale sie dzielo”.
To przysłowie tłumaczyło długotrwałe
poparcie jakim cieszył się PIS wśród mniej intelektualnie wyrobionej części Polaków. Dziś na światło dzienne wychodzą kolejne coraz bardziej
szokujące przekręty, ale czy to coś może zmienić? Niekoniecznie.
Najwyższa Izba Kontroli złożyła na dniach doniesienie do prokuratury na Mateusza Morawieckiego, Michała Dworczyka oraz Jacka Sasina. Zarzuca im ustawianie zakupów w pandemii pod konkretne firmy. Pikanterii całej sprawie nadaje sensacyjna historia, w której do nie istniejącej już spółeczki zajmującej się handlem pędzelkami do robienia oka trafiło z dnia na dzień 2 mln dol. Chłopaki nie płaczą, chłopaki potrafią, chłopaki się bogacą.
Zdaniem NIK pod szczytnymi hasłami walki
z pandemią i pilnych zakupów sprzętu ochronnego dochodziło do gigantycznych przekrętów.
Najlepiej
udokumentowane są polecenia wydawane KGHM i Lotosowi wydawane osobiście przez premiera Morawieckiego. Nazywało się to "zakup środków ochrony indywidualnej oraz ich dystrybucji do podmiotów, które zostaną wskazane w odrębnym trybie przez ministra właściwego do spraw zdrowia" Ministerstwo Zdrowia nie brało jednak udziału w zakupach. Cały ciężar decyzji wzięło na siebie Ministerstwo Aktywów Państwowych Jacka Sasina. Prezesi KGHM i Lotosu dostali z niego dokładne
wytyczne. Obejmowały one nie tylko wykaz sprzętu, który trzeba kupić, ale przede wszystkim — nazwy konkretnych firm, u których mają złożyć zamówienie.
Kontrolerzy NIK idąc tropem pieniędzy dotarli m.in. do firmy handlującej artykułami do makijażu. Powstała tuż przed pandemią jesienią 2019 r., miała dwóch udziałowców i nie zatrudniała żadnych pracowników. Znalazła się jednak w wykazie firm, od których należy kupić sprzęt ochronny ,mimo, że nic takiego nie produkowała.
Prowadząca firmę kobieta zeznała, że tuż przed operacją zgłosił się do niej mąż jej koleżanki, zapowiadając, że odezwie się do niej ktoś z KGHM. Zgodnie z zapowiedzią szybko odezwał się KGHM, choć ostatecznie umowę podpisała z Lotosem — dostała przelew na prawie 2 mln dol. Po zamówieniu zamówionych przez
Lotos materiałów w Chinach spółka otrzymała za to prowizję 150 tyś zł.
Prezesi Lotosu oraz KGHM dali świetnie zarobić także drugiej firmie z rządowej listy zajmującej się wcześniej handlem bronią. Lotos zawarł z nią kontrakt na 5,5 mln dol. Firma w ogóle nie była do niczego
potrzebna, bo Lotos przelał pieniądze bezpośrednio chińskiemu dostawcy, ale prowizję w wysokości kilkuset tysięcy dolarów wzięła. Jak pokrzykiwała swego czasu Beata Szydło „te pieniądze im się po prostu należały”
Lotos oraz KGHM kupowały sprzęt na zlecenie rządu także bezpośrednio w kilku chińskich firmach. Wszystkie te zakupy — czy to za pośrednictwem polskich firm, czy bezpośrednie z firm chińskich — łączyły dwa elementy.
Pierwszy: były ponadprzeciętnie drogie. KGHM płacił po 8-10,6 zł za maskę, podczas gdy dokonująca równoległych zakupów rządowa Agencja Rozwoju Przemysłu płaciła zaledwie 1-2,4 zł za sztukę. Drugi: w ich wyniku do Polski trafił bezwartościowy szmelc. Najsłynniejszy transport szmelcu odbył się 14 kwietnia 2020 r., kiedy do Warszawy z chińskiego Tianjin przyleciał największy wówczas samolot świata Antonow An-225-Mrija, którego wynajęcie kosztowało 1,7 mln dol. Na lotnisku witali go Morawiecki z Sasinem.
Maski kupione przez KGHM niemal wszystkie
nie spełniały norm Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) .Z tego powodu "nie
mogły być stosowane do ochrony układu oddechowego personelu medycznego" Ze sprzętu zakupionego przez Lotos norm nie
spełniały dostarczone za pośrednictwem polskich pośredników — firmy kosmetycznej i spółki zbrojeniowej kombinezony i przyłbice.
Dostaw od chińskich firm nikt nawet nie badał. W sumie norm nie spełniała
połowa z kupionych przez Lotos produktów.
Wszystkie kwestionowane przez Centralny
Instytut Ochrony Pracy środki ochrony indywidualnej pochodziły od dostawców wskazanych przez
Ministerstwo Aktywów Państwowych"
Materiały ochronne kupowane przez Orlen
od osławionego handlarza bronią nawet do Polski nie dotarły, więc nie było kłopotu z ich jakością.
Zapłacili Polacy, zarobili rządzący, ich znajomi, koledzy rodziny .
Komentarze
Prześlij komentarz