M JAK MIŁOŚĆ,MAŁŻEŃSTWO,MACIERZYŃSTWO,MISIEK,MACIORA ETC
M jak Miłość
M jak Maciora
M jak Misiek
M jak
MAŁŻEŃSTWO
W sobotę 23 października 4004 roku p.n.e., rankiem, dokładnie o godzinie dziewiątej, „stworzył Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę. I dał im wolną wolę ,którą kierując się i chucią sięgnęli po zakazany owoc dobrego i złego. I pognał ich precz z Raju każąc zaludniać Ziemię ,tę Ziemię”
Od tego czasu przez miliony lat. warunki zewnętrzne ulegały ciągłym zmianom – lodowiec raz się napierał, raz się odpierał – w konsekwencji zmieniał się model i styl życia naszych praprzodków i praszczurów.
Człowiek, uganiając się za zwierzyną niezbędną na kolację, musiał być skory do wędrówek .Zmęczony nimi jaskiniowiec docenił zalety pieczar. Gdy już znalazł sposobną grotę i gdy wokół nie brakowało zwierza, meldował się i osiadał na stałe. Przejście od życia w otwartej przestrzeni do życia wśród kamiennych ścian w sensie fizycznym i psychologicznym musiało prowadzić do perturbacji społecznych. Każdy mieszkaniec miał co prawda wyznaczone miejsce bliżej lub dalej od ogniska, zależnie od hierarchii w gromadzie, ale przetasowania, sąsiedzkie sojusze i pranie po twarzy stawały się nieuchronne. Właśnie w tym okresie i okolicznościach pojęcie „rodzina” jęło nabierać rzeczywistego znaczenia. Prehistoryczna rodzina skupiała się od wieków wokół kobiety (niekoniecznie wiekowej). Była to konsekwencja szczególnej roli matki i stosunków opartych na macierzyństwie, wyraźnie i zdecydowanie różnych od innych stosunków. W tym czasie rola mężczyzny w prokreacji nie była bowiem znana. Została odkryta nader późno przez naszych naukowców. Mimo tego przez siedem tysięcy lat neolitu mężczyzna zdominował kobietę, wyrósł na prawdziwego pana i władcę na końcu świata.. Korzenie tego zjawiska tkwią zapewne w fakcie, że to on zajmował się trzodą i zwierzętami pociągowymi, kontrolował więc ten podstawowy filar gospodarki . Przerwy w kontrolowaniu wypełniał pomyślunkiem ,a wskutek posiadania maczugi lub dzidy dosłownie i w przenośni sprawował funkcję wojownika zapewniającego bezpieczeństwo.
Miał więc w swoim mniemaniu wszelkie podstawy by uznać się za istotę doskonalszą od kobiety pod każdym względem, co rychło znalazło odbicie w prawach i obyczajach. W najwcześniejszych historycznie cywilizacjach, a więc tych, które rozwinęły się na Bliskim Wschodzie, kobietę sprowadzono do roli składnika inwentarza żywego.. Stanowiła najpierw własność ojca, potem męża, na koniec syna a jak dożyła to i wnuka. „Niewiastę dzielną któż znajdzie?” – napisano w Księdze Przysłów (31, 10) Mało która mogła sprostać wymaganiom, o jakich mowa w Biblii bo według niej dobra żona powinna dbać o wełnę, runo i pożywienie, wstawać przed świtem, zajmować się rodziną, zawiadywać służbą, kupować ziemię, zakładać winnice, prowadzić rodzinne rachunki, pracować do późna. Powinna radzić sobie z wrzecionem i kądzielą, pomagać potrzebującym, ubierać męża w szkarłaty, siebie w biel i fiolet, tkać płótna na potrzeby domu i na sprzedaż, spoglądać w przyszłość z optymizmem, być mądra, uprzejma i gospodarna a w wolnych chwilach nie próżnować. Nie musiała bynajmniej roztaczać szczególnego uroku, czy odznaczać się urodą. To pierwsze było podejrzane, drugie stanowiło przejaw próżności. Musiała natomiast być płodna. Płodność stanowiła zasadniczy warunek, bo jak napisano w Biblii: „Małżonka twoja była jak płodny szczep winny we wnętrzu twojego domu” (Psalm 128).
W zamian miała prawo liczyć na łaskawość męża na równi z innymi małżonkami i konkubinami. To ona jednak głównie musiała dbać o jego cześć i honor, bo gdy mu w czymś uchybiła, mógł ją oddalić. Jeśli zaś sprzeniewierzyła się małżeńskiej wierności, czekała ją jedna tylko kara, – cudzołożnice kamienowano. Kobiety Hebrajczyków jako narodu wybranego musiały być zatem wierniejsze niż Egipcjanki i Babilonki zza miedzy. W Babilonii zdradzony mąż mógł przebaczyć małżonce i odstąpić od żądania wykonania wyroku. W Egipcie cudzołożnicę oczyszczano od winy i kary na podstawie jej zaprzeczeń chyba że przyłapano ją w trakcie.
W Egipcie istniała instytucja rozwodów, czego nie dopuszczały prawa Babilonii, a tym bardziej ludu Izraela . Najczęstszym powodem rozwodu była bezpłodność, a ściślej fakt, że żona nie rodzi potomstwa. W Babilonii mąż mógł się rozwieść, jeśli stwierdził, że małżonka jest rozrzutna. Rozwód nie był najlepszym rozwiązaniem, po jakie mógł sięgnąć. Mógł sprowadzić rozrzutną małżonkę do stanu niewolnicy i sprzedać ją dla pokrycia strat.
Około roku 2350 p.n.e. władca Sumeru Uruinimgina z Lagasz położył kres wielomęstwu .Nie chodziło bynajmniej o wielokrotne męstwo żołnierzy. Od tego czasu nigdzie na Bliskim Wschodzie kobieta nie miała prawa mieć więcej niż jednego małżonka co było remedium na tworzące się kolejki. Poliandria została przekreślona raz na zawsze. Co innego poligamia. W tej kwestii ani prawa, ani obyczaj nie były surowe, zwłaszcza wśród Hebrajczyków, którzy cenili sobie posiadanie wielu żon swawolnych. W pierwszym wieku naszej ery żydowski historyk Józef Flawiusz pisał: „Odwieczny nasz obyczaj uświęca posiadanie wielu żon”. Król Salomon, który władał w latach około 970–930 p.n.e., miał ich około siedemset żon oraz w rezerwie trzysta nałożnic.
W Egipcie w trzecim tysiącleciu przed naszą erą poligamia była zjawiskiem powszechnym. Później stopniowo, chyba z przyczyn ekonomicznych, jęła ustępować związkom monogamicznym. Znamienny wyjątek stanowili faraonowie. Egipska monogamia miała dość specyficzny charakter, bo nie wykluczała posiadania obok jednej ukochanej żony gromady konkubin i niewolnic. Tak samo było w Babilonii. Mężczyzna miał prawo do jednej legalnej żony, jeśli jednak było go stać i był potrzebujący mógł sobie sprawić jedną bądź kilka dodatkowych małżonek drugiego sortu oraz spełniających rolę przekąsek konkubin.
Status wolnych Egipcjanek, Żydówek czy mieszkanek Babilonii był dużą odrobinę lepszy niż niewolnic. W dzieciństwie stanowiły własność ojca, później – męża. Rola ich sprowadzała się głównie do rodzenia dzieci i dbania o dom, a mąż traktował je jak służące: sprawnych na ogół nie dostrzegał, a te, co nie wypełniały swych obowiązków, poddawał karze grzywny.
Zalecał egipski skryba Ani w swoich Maksymach. „Ożeń się za młodu i niech małżonka da ci syna. Niech rodzi, póki sama młoda. Mądrze jest płodzić dzieci, a szczęśliwym ten, co ma wielką rodzinę”
Taki model rodziny, ustanowiony na Bliskim Wschodzie trzy tysiące lat temu, rozwinął się i przetrwał z niewielkimi modyfikacjami w naszej europejskiej, a ostatnio polskiej judeochrześcijańskiej kulturze do dnia dzisiejszego.
W antycznych Atenach prawna i polityczna pozycja kobiet nie różniła się wiele od pozycji niewolników. Podobnie jak na wspomnianym Bliskim wschodzie przez całe życie kobieta podlegała władzy mężczyzny, jak nie ojca, to męża, jak nie męża, to krewnego, uważanego za głowę rodu. Dziewczyny nie miały prawa do edukacji, większość czasu spędzały w zamknięciu wśród innych niewiast, a za mąż wychodziły wedle woli mężczyzn. Mężatki rzadko zasiadały do wspólnego stołu z mężami, a nigdy, kiedy małżonek podejmował gości. Tę rolę jako profesjonalistki podobnie jak w Japonii gejsze przejęły hetery. Żony rzadko też wychodziły z domu, nigdy jednak same, ale z osobą towarzyszącą. Nie wolno im było zabierać ze sobą więcej niż trzy sztuki odzienia i nie więcej jadła, niż można było kupić za obola, czyli kanapkę i kubek mleka. Jeśli już kobieta musiała wyjść z domu po zmierzchu, mogła się poruszać wyłącznie powozem, i to koniecznie oświetlonym. Nie było mowy o zawarciu znajomości z jakimkolwiek mężczyzną. Całe męskie otoczenie kobiety ateńskiej to mąż i krewni.
Mogły jednak pod powyższymi warunkami chodzić do teatru, odwiedzać pracownie rzeźbiarskie, brać udział w Tesmoforiach –kilkudniowych kobiecych imprezach, o których mężczyźni szeptali, że wyprawia się tam niestworzone rzeczy na co nie mieli jednak dowodów. Bo gdyby tak to mąż miał prawo oddalić żonę bez specjalnych powodów, a wręcz musiał to uczynić, gdyby jakimś sposobem dopuściła się cudzołóstwa. Żona teoretycznie mogła wystąpić o rozwód, ale tylko w razie jakiegoś wielce nagannego czynu męża.Za taki nie uważano zdrady małżeńskiej ani z obcą damą, ani z chłopcem.
Grecy wszystkie kobiety bez względu na wiek i stan rodzinny określali słowem gyne, co dosłownie znaczy „nosicielka dzieci.
Hezjod zalecał :Ten, kto nie wstępuje w związki małżeńskie chcąc uniknąć nieszczęść, jakie kobieta sprowadza, nie będzie miał na kim się wesprzeć na stare lata, bo nie doczeka się dzieci… Z drugiej strony szczęśliwy los może sprawić, że ten, co musi wstąpić w związki małżeńskie, doczeka się rozsądnej i dobrej żony. Ale nawet on przekona się, że zło przeważa nad dobrem .Mężczyzna jeśli już niech się żeni w wieku trzydziestu lat, kobieta szesnastu. Generalnie jednak rzecz biorąc, lepiej kupić kobietę, niż się z nią żenić, bo pochodzącą z zakupu można w razie czego zaprząc do pługa” Ateńska definicja dobrej małżonki nie różni się od hebrajskiej. Tak więc dobra żona musi być wierna, cnotliwa, rozsądna, musi prząść, tkać i szyć, umieć zarządzać gospodarstwem, wyznaczać zadania służbie, oszczędnie zawiadywać finansami i majątkiem męża, no i oczywiście rodzić mądre dzieci. Aby ten obowiązek spełnić, powinna sypiać z mężem przynajmniej trzy razy w miesiącu.
W starożytnym Rzymie istniały trzy formy związków małżeńskich. Pierwsza, confarreatio, odpowiada z grubsza dzisiejszemu małżeństwu konkordatowemu. Śluby składano uroczyście, a rozwiązanie takiego związku było niezwykle trudne. Druga forma małżeństwa, coemptio, to pochodna biznesowego obyczaju nabywania żony drogą kupna. Stosowna ceremonia jest skromna, można ją skojarzyć z dzisiejszym ślubem cywilnym. Z tej formy korzystali głównie ci, co nie mieli ochoty wyrzucać pieniędzy na bardziej uroczystą imprezę. Wspólne dla confarreatio i coemptio było przekazanie kobiety spod kurateli ojca w ręce męża. Inaczej mówiąc, jeden mężczyzna przekazywał kobietę z całym jej majątkiem w posiadanie drugiego. Z tą chwilą stawała się ona własnością rodziny męża. Podlegała jej władzy i decyzjom, jeśli nie przynosiła spodziewanych korzyści.
Trzeci typ małżeństwa, zwany usus, polegał na tym, że zaczynało ono prawnie obowiązywać dopiero po roku „wspólnego trwania”. Było to więc swego rodzaju małżeństwo na próbę, które mogło, ale nie musiało doprowadzić do trwałego związku. Przez rok kobieta pozostawała we władzy ojca i dopiero gdy próba wypadła pomyślnie, przechodziła pod władzę męża.
Formuła małżeństwa usus pozostawiała kobietom dość spory margines manewru. „Wspólne trwanie” rozumiano dosłownie. Wystarczyły więc trzy dni nieobecności kobiety pod kołdrą przyszłego męża, a roczną próbę zaczynano liczyć od nowa. To otwierało wspaniałe perspektywy, bo przy odrobinie sprytu i kalkulacji moment przejścia pod wyłączną władzę męża można było odwlekać w nieskończoność. System ten był korzystny dla dziewczyn, które wypychano za mąż zwykle w wieku trzynastu, czternastu lat. Owszem, młodej małżonce ciągle groziła śmierć na miejscu, gdyby przyłapano ją na gorącym uczynku, ale drobniejsze przewinienia uchodziły jej na sucho. Podlegała ciągle kochającemu ojcu, mogła więc liczyć na wyrozumiałość. Do czasu uprawomocnienia się małżeństwa ojciec sprawował kontrolę nad majątkiem wydanej za mąż córki i miał też prawo żądać zwrotu posagu, gdyby związek nie został ostatecznie zawarty.
Obyczaj utrwalił się. Młoda mężatka pozostawała pod władzą ojca do ukończenia 25 roku życia kiedy uznawano ją za dojrzałą . Taki układ dawał nie tylko prawnie określone korzyści, ale gwarantował kobietom znaczny margines swobody. Pozostawały w ręku ojca, a być „w rękach”, to nie to samo co być stale na oku. Czego oko nie widzi tego sercu nie żal.
Z tego powodu rzymskie damy nie damy coraz chętniej korzystały z pojawiających się możliwości „Dorobek jej rośnie.W ciągu pięciu zim zmieniła ośmiu mężów. Wyryjcie to na jej nagrobku!” pisał Juwenalis o jednej z nich.
Kobiety rozwodziły się z nudów, mężczyźni z różnych przyczyn. Czasami dlatego, że na gładkim do tej pory obliczu małżonki pokazywały się zmarszczki, czasami dlatego, że mieli dość niemoralnego zachowania, próżności albo ciągłych docinków i złości. Z roku 131 p.n.e. pochodzi znamienna opinia jednego z rzymskich prawodawców: „Gdyby dało się żyć bez żon, panowie, nie zadawalibyśmy sobie trudu. Niestety, natura zrządziła inaczej. Wprawdzie nie da się z nimi żyć w pokoju i spokoju, ale też nie da się żyć bez nich. Musimy się więc poświęcić w imię przyszłości!”
U zarania republiki małżeństwo uznawano za zawarte, gdy odbyły się stosowne ceremonie, a związek został skonsumowany. Później prawo się zmieniło. W III stuleciu p.n.e. małżonkami byli mężczyzna i kobieta „żyjący wspólnie za wspólną zgodą”. Taka definicja otwierała szeroko wrota do rozwodu. Wystarczyło, że jedna lub druga strona podważyła bądź przymiotnik, bądź przysłówek. Wcześniej kobieta takiego prawa nie miała. Gdy stało się jej udziałem, jęła z niego korzystać z zapałem i w nadmiarze.
Nie zawsze jednak kobieta decydowała o sobie i swoim rozwodzie. Jeśli należała do arystokracji, która traktowała małżeństwo jako element aliansu politycznego, zdarzało się, że nie tyle wychodziła za mąż i rozwodziła się, gdy przyszła jej na to ochota, ile wydawano ją i rozwodzono bez jej woli w celu przypieczętowania bądź rozwiązania politycznych sojuszy rodziny. Dość wspomnieć o Liwii, matce Katona Młodszego i babce Brutusa (zabójcy Cezara). Otóż najpierw wydano ją za politycznego wspólnika jej brata. Gdy drogi obu panów się rozeszły, rozwiedziono ją i wydano za innego. Twórca prawa małżeńskiego Oktawian August ,wnuk siostry Cezara i jego przybrany syn rozwiódł się ze Skrybonią pod zarzutem „moralnego wyuzdania” (Skrybonia ponoć naraziła się jednej z jego kochanek), aby ożenić się z Liwią Druzyllą siedemnastoletnią wtedy mężatką i w dodatku w szóstym miesiącu ciąży. Julia, córka Augusta z małżeństwa ze Skrybonią, też padła ofiarą politycznych mariaży. Dwóm z jej mężów kazano rozwieść się z poprzednimi zonami i poślubić właśnie ją. Jeden z nich Tyberiusz stawiał nawet opór. Później jednak nie żałował, choć dziesięcioletnie małżeństwo z przedsiębiorczą Augustówną okazało się nader trudne. Los wynagrodził mu wyrzeczenia i upokorzenia, gdy po śmierci Augusta obwołano go cezarem.
Z początkiem cesarstwa pozamałżeńskie szaleństwa Rzymianek ukrócono. Nie uczynili tego mimo wielu prób mężowie , ale ustanowione przez wspomnianego Augusta prawa, które przenosiły zdradę małżeńską spod jurysdykcji rodziny w sferę prawa karnego.
Penalizacja cudzołóstwa dotykała głównie kobiety. I tak mąż, który przyłapał żonę na zdradzie, musiał się z nią rozwieść. Gdyby tego nie uczynił, podlegał postępowaniu prokuratorskiemu. Małżonkę uznaną za winną zdrady skazywano na banicję, pozbawiano tytułu własności do połowy posagu i trzeciej części osobistego majątku, jeśli takowy posiadała. Nie mogła wstąpić w nowy związek małżeński, bo każdy, kto chciałby ją poślubić, popełniał przestępstwo. Współudziałowiec zdrady (jeśli był żonaty) też podlegał banicji, ale – co ważne – gdzie indziej niż kochanka. Każdy żonaty mężczyzna współwinny zdrady podlegał karze. Kawalerowie cieszyli się pod tym względem immunitetem. Żonatego mężczyznę przyłapanego na fikfik z kobietą nie będącą zarejestrowaną profesjonalistką miłości uznawano za winnego „czynu nieobyczajnego”. W rezultacie wprowadzenia tego przepisu lawinowo wzrosła liczba próśb o zaliczenie w poczet nierządnic. Gdy z wnioskami takimi zaczęły występować szanowane damy z towarzystwa, Senat pospieszył z nowelizacją prawa wprowadzającą jednolity dla obu płci i bez wyjątków system kar za zdradę małżeńską. Jednolita była też kara śmierci.
Mimo aż trzech dopuszczalnych form małżeństwa, przyrost naturalny z nich wynikający nie był satysfakcjonujący dla władz państwa. Od II wieku p.n.e. niemal obsesyjnie zaczęły one walczyć o odwrócenie spadkowej tendencji demograficznej. Trzeba nam „mniej rozpusty, a więcej dzieci”– alarmował Cyceron, domagając się stosownych ustaw, ale było to długo wołanie na Wołyniu. Do genialnego programu 500+ potrzeba było przeszło 2000 lat i geniusza na miarę naszego Prezesa.
W tamtym czasie wysiłek ustawodawczy podjął do dziś mile wspominany prawzór i praszczur Prezesa Oktawian August. Na wdowy nałożono obowiązek ponownego wyjścia za mąż, dając im na to dwa lata od śmierci małżonka. Rozwódkom nakazano wstąpić w związki małżeńskie w ciągu 18 miesięcy od rozwodu. Kawaler nie miał prawa dziedziczenia majątku, a bezdzietnym małżeństwom w wieku rozrodczym dano prawo tylko do połowy należnego im spadku. Jednocześnie zliberalizowano dawne zasady zawierania małżeństw poza swoją klasą. Wolni obywatele z wyjątkiem członków rodzin senatorskich mogli żenić się z niewolnicami. Ustanowiono także system nagród i wyróżnień dla małżeństw, które dochowały się trojga żyjącego potomstwa (pakiet rodziny wielodzietnej). Na prowincji za podstawę do szczególnych honorów przyjęto spłodzenie i odchowanie co najmniej czwórki potomstwa. Systemem bodźców objęto także wyzwoleńców. Wyzwoleniec, który miał tylko jedno dziecko, musiał połowę majątku zapisać swojemu dawnemu właścicielowi. Posiadaczowi dwójki dzieci zabierano trzecią część majątku. Dopiero ojciec trojga miał prawo dysponować całością swego dorobku. Cudzołóstwo wyjęto spod jurysdykcji rodzinnej i oddano pod sądy publiczne. Wszystkim nakazom i zakazom towarzyszyła groźba konfiskaty majątku na rzecz państwa więc pozostały w mocy długo po tym, gdy okazało się, że nie przynoszą zakładanego skutku ,czyli lepszych wskaźników przyrostu naturalnego.
W następnym odcinku małżeństwo chrześcijańskie i muzułmańskie
Komentarze
Prześlij komentarz